Dziś króciutko bo na nic nie mam siły :(
Od tygodnia walczymy z jesiennym chorowaniem.
Zaczęło się od Kostka, któremu przyplatało się zapalenie ucha, na szczęście już wydobrzał ale jeszcze ma szlaban na podwórko i przedszkole, więc roznosi go energia.
Ja po wtorkowym, rodzicielskim dyżurze na basenie (trzecioklasiści w naszej Gminie jeżdżą raz w tygodniu na basen, a że klasa mojej Cóki jest dość liczna to pani Wychowawczyni prosi rodziców o pomoc) przeleżałam plackiem całą środę, a dziś padła Antonina...
Dobrze, że Tatuś jeszcze się trzyma i dzielnie opiekuje się chorowitkami :)
Stąd robótkowo niewiele się dzieje.
Ot, takie drobiazgi:

Makramowe kolczyki... takie czarne węgielki- kuleczki onyksu, omotane ogniście czerwonym sznurkiem.
A poniżej dowód na to, że nie tylko makramową biżuterię noszę :)

Te kolczyki zrobiłam sobie w niedzielę, tuż przed wyjściem z domu, bo stwierdziłam, że nie mam kolczyków pasujących do ubioru.
Łatwo poszło... kuleczki agatu i gotowce z Beads.

A tu proszę przymknąć oko na niedociągnięcia!
Mój debiut- kolczyki wypalanki.
Dwustronne i nie do końca symetryczne :))))
Nie mogę wszak pozwolić, by sprzęt mi się kurzył na półce.
Znalazłam w szufladzie ostatnie drewienka i poszalałam z wypalarką.
Z efektu nie jestem do końca zadowolona, muszę jeszcze popracować nad techniką.
Pocieszam się tym, że przecież "trening czyni mistrza" :)))
A póki co, muszę sobie drewienek nakupić!
Pozdrawiam wieczorową porą :)